Czwarta Czynszówka Raphael A. Lafferty 7,5
Fabuła tej powieści jest tak ekscentryczna i dziwaczna, że wątpię czy da się ją opisać - żadna relacja nie odda esencji tego szaleństwa. Szaleństwa jednak nie w surrealistycznym znaczeniu. Lafferty jest zbyt surowy, krwawy i ordynarny by być tak określony. Jego proza jest głębsza, twardsza niż jakaś psychodela. Jest raczej jak mity czy legendy. Wydaje się wariacka ponieważ czytelnik myśli, że rozumie świat, gdy tak naprawdę widzi jedynie jego cień niczym jakiś platoński troglodyta w jaskini. Lafferty nie oszalał. Jest po prostu mądrzejszy od nas, a to nie to samo.
Ale coś tam o fabule trzeba powiedzieć, choć spora jej część nie dzieje się w świecie zewnętrznym; jest to swego rodzaju duchowa eksploracja. Freddy Foley jest reporterem i "świętym głupcem", który ignorując mądre rady kontynuuje śledztwo, które już na zawsze zmieni wszystko. Jak się okazuje osoby piastujące władzę są wcieleniem przedwiecznych archetypów częstokroć przewijających się przez historię. Inna sekretna koteria, tkając niewinne umysły (w tym naszego Freddy'ego),wprawia w ruch niezrozumiałe wydarzenia, knując upadek świata. Nie wspominając o trzecim tajnym stowarzyszeniu oddanemu walce z tkaczami umysłów. W pogoni za tymi, którzy siłą i pieniądzem kształtują świat, Freddy przyjmuje zadanie, którego nie rozumie; zdaje test wiary, który wielu innych nie przeszło; i raz po raz "powraca z grobu".
Prozę Lafferty'ego wyróżnia jej często liryczny, a nawet rapsodyczny styl, ironiczny humor oraz cudownie dziwaczna, wielowarstwowa metafizyka czasu i przestrzeni. Jego świat jest niezwykle żywy - nic nie jest martwe, nawet martwi ludzie. Nic tak naprawdę nie odchodzi. Wprawdzie rzeczy czy istoty giną i są opłakiwane, to przecież powracają i nawiedzają bohaterów. Zwykle jednak w niepokojącym, ale rozkosznym tonie radości i komedii. Umiejętność z jaką jego opisy odmalowują się w umyśle czytelnika jest tak znakomita, że mógłbym po lekturze przysiąc, że książka pełna była ilustracji. Jego twórczość zresztą przypomina trochę komiksy czy stare kreskówki w stylu Królika Bugsa. Zdania wydają się wyskakiwać ze strony i tańczyć w tej mieszaninie płynności i drżącej nerwowości, jaką charakteryzują się te bajki. Logika zdarzeń wydaje się robić niemożliwe wygibasy jak te kreskówkowe postacie, których ciała odmawiają autorytetu prawom fizycznym, jednocześnie podlegając własnej pokręconej logice. Jest to bardzo zabawne ale i bardzo niepokojące.
Dużo się w tej powieści dzieje, zarówno w dosłownej narracji, jak i w wielu różnych warstwach narracji metaforycznej. Każdy z tych wątków fabularnych mógłby zostać rozwinięty w gruby tom, ale autor zmieścił to wszystko w niewielkim tekście. Jedną z technik ułatwiających orientacje są stałe epitety. Podobnie jak Homer, Lafferty kojarzy pewne postacie i cechy z określonym obrazem wizualnym. Potrafi wtedy przywołać ten obraz i przypomnieć w mgnieniu oka wątki narracyjne, które stworzyły to skojarzenie. Niektóre postacie przedstawione są czytelnikowi poprzez porównanie ze stylem znanych malarzy, ich wpływem na otoczenie czy wrażeniami zmysłowymi które wywołują. W przeciwieństwie jednak do homeryckich epitetów te wizualne opisy rozwijają się wraz z postępem narracji i nabierają kolejnych znaczeń za każdym razem, gdy się powtarzają. Czytając "Czwartą czynszówkę", można śledzić rozwój każdej postaci, obserwując ewolucję tych metaforycznych epitetów.
Co może łatwo przeoczyć, to fakt, że cała ta szalona, przerażająca i zabawna eskapada jest narzędziem głęboko teologicznej medytacji. "Czwarta czynszówka" to prawdopodobnie najzabawniejszy i najdziwniejszy traktat teologiczny, jaki kiedykolwiek napisano. Mówi o tym, że Bóg uczynił "potwory" niezbędnym, aczkolwiek niebezpiecznym elementem naszego wewnętrznego i zewnętrznego świata. Dlatego musimy je uświęcić, a nie starać się wyeliminować, bo inaczej zostaniemy przez nie pożarci. Autor szydzi ze współczesnej cywilizacji, że wycięła wszelkie te części życia, które są trudne i nieokiełznane, by uczynić dla nas płaski, sterylny i łatwy świat, który jest smutną odpowiedzią na wszystko.
Wg Lafferty'ego współczesna religia zagubiła się i musi ponownie połączyć się ze swoimi bogatymi korzeniami, aby rozwinąć prawdziwy potencjał. Sięga więc do wielu starożytnych kultur i wierzeń, przywołując je jako współgrające ze współczesną myślą. Właśnie dlatego tytuł książki pochodzi od rozdziału dzieła św. Teresy z Avili pt. "Twierdza wewnętrzna" i dlatego jego styl tak często odwołuje się do przerażających cherubinów proroka Ezechiela. Znaczna część współczesnej wiary jest zbyt oswojona, tłumi świętą potworność i w ten sposób sprzyja nieświętej potworności. To wydaje mi się być centralnym aspektem tej powieści. I trzeba szczerze przyznać, że jest to rodzaj moralizatorskiej czy pouczającej książki. Lafferty robi to wszakże w taki sposób, że słysząc takie kazanie w kościele czy szkole audytorium siedziałoby w ławach jak na szpilkach - jeśli nie chowałoby się za nimi (drżąc zarówno ze strachu jak i ze śmiechu).